sobota, 24 stycznia 2015

03. Przepowiednia

-JASNA CHOLERA! - mój głos było słychać zapewne w całej ulicy. Wciskałam dzwonek raz po raz, jednak na marne. Ogromne, drewniane drzwi nie otwierały się,  a w domu nie zapaliło się żadne światło. Nikogo nie było. Świetnie. Rozejrzałam się po lekko ciemnawej uliczce. Nie zauważyłam żywej duszy, więc wspięłam się na kamienny murek otaczający mój dom. Wiedziałam, że James nie jest na tyle głupi, jednak miałam nadzieję, że zostawił gdzieś klucze. Pod jakimś kwiatkiem, czy wycieraczką, której nawet nie mamy. Ale to szczegół. Na rozpoczęcie roku zapomniałam wziąć telefon, więc nie miałam jak się z nimi porozumieć. Ani śladu jakiś kluczy, czy otwartego okna. Jedyne, co mogłam zrobić, to albo tu siedzieć, pod drzwiami, czekając na kogoś z rodziny lub się gdzieś przejść. Mogłabym też pójść do Natsu, problem tylko w tym, że nawet nie wiem gdzie mieszka... 
Rozpoczęcie skończyło się o 12:30. Na stacji, na której miałam wsiąść razem z różowowłosym, doszło do wypadku, także wszystkie odjazdy zostały odwołane. Było to jedyne metro, które jechało do mojej dzielnicy, więc nie pozostało nam nic innego, jak wracać na pieszo. Nie śpieszyliśmy się. Miło nam się gadało. Po drodze nawet weszliśmy do KFC. Nie przypuszczałam, że ten chłopak jest w stanie tyle zjeść. Potem przybiegła jakaś dziewczyna. Miała granatowe włosy i była drobna oraz płaska. Zupełnie jak ja. Mówiła coś o schwytaniu jakiegoś chłopaka. Nastu od razu z nią pobiegł. Nie dostałam nawet wyjaśnień, no ale cóż.
Po raz kolejny wspięłam się na murek. Dobrze, że sąsiedzi mnie znali. Jeszcze by pomyśleli, że jestem magiem i okradam kolejnych bogaczy. Już wystarczająco miałam na głowie. I jeszcze to pytanie różowowłosego. Nie zadał go już ponownie, a ja nie miałam odwagi się zapytać, o co mu chodziło. Czemu sobie w ogóle tak pomyślał? Czy jestem aż tak dziwna, że można mnie pomylić z magiem? A może jestem agresywna, tak jak oni?
Zeskoczyłam na ziemię. Mimo, że ogrodzenie nie jest wysokie, poczułam ból w nogach. Przeważnie nawet nie zwracałam na niego uwagi, jednak prawie dwugodzinne wracanie do domu robi swoje. Jeszcze doliczyć kilka godzin zwiedzania z Natsu najbliższych miejsc...


-*-*-*-

Siedziałam na stołku barowym. Moje włosy opadały na ciemny blat. Przede mną stała w połowie opróżniona szklanka z colą. Głośno puszczana muzyka kuła mnie w uszy. Zwłaszcza, że był to gatunek, którego nienawidziłam. 
-Dwa razy whisky.
Kobiecy głos wyrwał mnie z zadumy. Brązowowłosa kobieta przysiadła się obok mnie. Na jej policzkach było widocznie widać rumieńce, a fiołkowe oczy zalotnie spoglądały na mężczyzn wokół. Na rzęsach znajdowało się tyle tuszu, że można było pomyśleć, że sztorm na morzu jest wtedy, gdy ona mruga. Czarnymi obcasami pukała o podłogę w rytm muzyki. Przez prześwitującą bluzkę można było zobaczyć czarny tatuaż. Od razu skojarzył mi się Atsuchi. Byłam wręcz pewna, że mój brat ma podobny. 
-Trzymaj - powiedziała kobieta, podając mi alkohol. 
-Nie piję - moja stanowcza odpowiedź najwidoczniej ją nie obchodziła. Z kieszeni beżowych spodenek wyciągnęła telefon i zaczęła pisać sms'a.
Powoli zeszłam ze stołka. Nie chciałam, żeby brązowowłosa mnie zauważyła. Była nieźle pijana, a wiedziałam, co alkohol może zrobić z ludźmi. 
-Hej, czekaj! 
Odwróciłam się do niej. Patrzyła się na mnie trochę posępnym spojrzeniem. W dłoni trzymała talię kart. Nie wyglądały, jak wszystkie inne. Miały niebiesko-złoty kolor. Jedna z nich była odwrócona do mnie przednią stroną. Widniał na niej napis w nieznanym mi języku. 
-Przepowiedzieć ci przyszłość? - jej pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Już jej chciałam powiedzieć, że nie wierzę w takie typu rzeczy, lecz przypomnieli mi się magowie. Skoro oni istnieją, to czemu przepowiednie mają nie być prawdziwe?
-Ok. - moja krótka odpowiedź musiała ją zadowolić. Ukazała w uśmiechu swoje perłowe zęby i wstała na równe nogi. 
-Chodź. - rzuciła przez ramię. Przepychała się przez ludzi na chwiejnych nogach, a ja podążałam za nią niczym wierny pies. Na jej smukłe nogi i kształtne ciało spoglądało wielu mężczyzn. Niektórzy próbowali zwrócić uwagę kobiety, jednak na marne. Mnie wszyscy mieli w nosie. Ale w sumie to nawet lepiej. Niezbyt mi się widziały obleśne spojrzenia jakiś obcych gości. 
Weszłyśmy do pomieszczenia. Gdy brązowowłosa zamknęła za mną drzwi, nie było już słychać muzyki. Tak jakby wcale nie grała. Na podłodze była masa dywanów, przedstawiających wizerunki czegoś w rodzaju hybrydy zwierzęcia z człowiekiem. Ogromne okna zostały przysłonięte czerwono-różowymi zasłonami. Jedyne meble, które znajdowały się w pokoju to okrągły stolik o czekoladowym kolorze oraz dwa podobne do niego krzesła. Bogato zdobiony świecznik napełniał pomieszczenie ciepłym, ale jednocześnie tajemniczym światłem. Brązowowłosa usiadła, a ja niepewnie zrobiłam to samo. Rozłożyła karty wzdłuż stołu. Gdy przyjrzałam im się lepiej, stwierdziłam, że są naprawdę piękne. Jak nie z tego świata.  Niektóre z nich były odkryte. Krajobrazy i postacie były czymś, czego po prostu nie potrafiłam nazwać. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Karta, która znajdowała się najbliżej mnie przedstawiała coś w rodzaju kwiatu. Z prawej strony był on czarno-czerwony, muskany przez płomienie, zaś jego lewa część miała kolor złoto-biały i emanowała światłem. Wydawało mi się, że obraz przedstawia życie i śmierć, a nawet niebo i piekło. Znaki wygrawerowane na złoto napełniały mnie niepokojem.
-Skup się!
Posłuchałam rozkazu. Przeniosłam swój wzrok na kobietę. W momencie jednak tego pożałowałam. Jej fiołkowe oczy już nie były takie ciepłe, a chłodne i pełne agresji. Złapałam się za skronie. Ból zaczął rozsadzać moją głowę.
Tata... Atsuchi... James...
Powoli zaczęłam tracić wzrok.
Pogrzeb... Mama... Rodzeństwo...
Czułam, że zaraz zwymiotuję.
Magowie... 
Sekundy wydawały mi się takie długie.
Życie...
-Skup się! - po raz kolejny ten sam rozkaz. Tym razem nie potrafiłam go wykonać.
Śmierć...
Ból się jeszcze bardziej nasilił. 
Niebo...
-Co... to jest...? - o dziwo udało mi się zadać pytanie.
Bóg... 
-Przestań... - czułam łzy, spływające po moich policzkach 
Walka... Krew... Wrogowie... Magia... 
-Przestań! - mimo bólu próbowałam powiedzieć to stanowczo.
Ogień... Gwiazdy... Lód... Jasny snop światła... 
-PRZESTAŃ! - chyba pierwszy raz tak głośno krzyczałam.
Inny świat... 
-BŁAGAM, PRZESTAŃ! - gdyby nie dźwiękoszczelne ściany, już dawno moje krzyki zagłuszyłyby muzykę w barze.
Tata... Atsuchi... James... Pogrzeb... Mama... Rodzeństwo... Magowie... Życie...Śmierć... Niebo... Bóg... Walka... Krew... Wrogowie... Magia... Ogień... Gwiazdy... Lód... Jasny snop światła... Inny świat... 
-Prze...stań...
Wizje ustały, ale ból w głowie pozostał. Osunęłam się z krzesła. Czułam pot zmieszany ze łzami. Widziałam wszystko przez mgłę. Widziałam karty porozrzucane po pomieszczeniu. Widziałam podarte zasłony i zbite szyby. Widziałam ledwo już trzymający się płomień świecy i niewzruszoną kobietę. Co tu się stało przez tę minutę? Nagle przestałam czuć i widzieć cokolwiek.
Czy... Ja umarłam...?



-*-*-*-


Jak ja uwielbiam tak chamsko kończyć ^^ 
Przepraszam bardzo, że rozdział taki krótki ;-; I w ogóle za niego przepraszam. 
Wiem, nie przyłożyłam się do niego .-.
Jak widać zmieniłam kolor czcionki, mam nadzieję, że teraz tak nie kłuje w oczy XD 
Amelcia wyjechała do Warszawy, także musiałam pisać ten rozdział bez niej i bez żadnej konsultacji z nią ;-;
Pewnie dlatego jest taki 2/10 ;-;
Teraz mnie znienawidzicie za niego .--. 
Zezwalam na zabicie ;-;
Do zobaczenia miśki (o ile mnie jeszcze nie zatłuczecie) 


wtorek, 20 stycznia 2015

02. Komisariat

  Brązowo włosa kobieta powolnym krokiem zmierzała do ogromnych drzwi na końcu korytarza. Odgłos obcasów echem odbijał się od wyłożonych białą tapetą ścian. Podchodząc do wejścia, wystawiła obie ręce i z wielkim rozmachem pchnęła drzwi. Pokój, do którego weszła można było zdecydowanie nazwać elegancko urządzonym. Projektant niewątpliwie miał świetny gust. Ściany pomalowane zostały na dwa odcienie brązu, nachodząc na siebie, sprawiając wrażenie walczących. Z sufitu zwisał wielki kryształowy żyrandol, z góry spoglądający na drewniany okrężny stół, wokół którego zostały ustawione dwie brunatne kanapy i miękki fotel. Kwiaty porozrzucane były wszędzie - to w rogach pomieszczenia, to na stole, czy etażerkach. Na jednej ze ścian w oczy rzucał się portret pierwszego prezydenta Magnolia City - June Moorin. Jej delikatny uśmiech ocieplał wnętrze pokoju. Wyglądała jak Mona Lisa z rozpuszczonymi, brązowymi włosami i delikatną cerą oraz przyjaznym, lecz władczym spojrzeniem. W pokoju rozbrzmiewała muzyka (utwór numer 32). Delikatne akordy pianina rozchodziły się po całym pokoju, sprawiając, że brązowo włosa miała ochotę po prostu się położyć i odprężyć. Przed instrumentem siedziała kobieta w czarnej gustownej sukience, oplecionej białymi kokardami. Jej blade oczy obserwowały smukłe palce, które z gracją sunęły po klawiszach. Pianistka miała blado turkusowe włosy, opadające na każdą stronę jej sukni. Pomimo wtargnięcia do pomieszczenia gościa, ta nie przerywała gry. Dobrze znała "intruza".- Pani prezydent - odparła i dygnęła lekko w stronę grającej. Gdy Hotaru odwróciła się do niej i ukazała swoje białe zęby w miłym uśmiechu, podeszła do niej i uklękła, opierając swoje drobne, lecz umięśnione ręce na jej kolanach.- Witaj Amelie. Mówiłam ci, żebyś mówiła do mnie po imieniu - odpowiedziała, udając lekko naburmuszoną. Zaraz jednak spoważniała, oczekując złych wieści. - Co się stało?- Równościowcy. Znowu napadli - szepnęła zrezygnowana. - Mam ich już naprawdę dość. - Kto padł ofiarą tym razem? - Jeremy Colton, szef firmy Purehito Industries. Dostawałam od niego ładne czołgi - westchnęła rozczarowana. - Koniec zabawek. - Rabują tylko bogaczy... - zaczęła, lecz zaraz zmieniła temat. - Złapaliście kogoś? - Ludzie Komendanta dorwali jakiegoś smarkacza, który bawi się w Równościowca. Młody jest magiem ziemi. Nazywa się Kai i chodzi do gimnazjum Fairy Tail. Ma z 14 lat. Dziś się do niego wybieram. Masz ochotę? - Chętnie z nim porozmawiam. Ale jeśli mam się z tobą szwendać ubierz coś ładnego - dorzuciła i z uwagą przyjrzała się ubraniom przyjaciółki. Brązowo włosa ubrana była w przewiewną koszulę moro bez rękawów. Jej spodnie spięte były czarnym paskiem, do którego przypięty był MAG-94. W kaburze udowej spoczywał zaś WIST-94. Na ramieniu można było dostrzec znak Oddziału Specjalnego Do Spraw Magów, którego kobieta była dowódcą. Na rękach założone miała brązowe rękawice. Jej rysy twarzy były delikatne i nadzwyczaj władcze. - Pani prezydent, gdybym mogła to i tak bym nie chciała - odpowiedziała, uśmiechając się do niej pobłażliwie. - Amelie, przeliteruj to: H-O-T-A-R-U. - No chodź już Hotaru - fuknęła i złapała ją za rękę, ciągnąc do wyjścia. Po drodze złapała kapelusz i parasolkę, należące do Kaazwady. - Brawo, Amelie! Po wyjściu z budynku, generał odpaliła swój Kawasaki ZX-12R Ninja i ruszyła za czarnym Mercedesem, w którym za przyciemnionymi szybami spokojnie siedziała Hotaru, wesoło nucąc jedną z piosenek, lecących w radiu. 



-*-*-*-


 Słońce powoli i leniwie zachodziło za horyzont, gdy dwójka znajomych, późnym popołudniem wracała do domu. Niebo, po którym spokojnie płynęły delikatne chmury, upstrzone było pomarańczą i różem. Wiatr wesoło bawił się fioletowymi kosmykami dziewczyny, która słuchając różowowłosego, rozmyślała nad pytaniem, które zadał jej dziś rano. Dlaczego podejrzewał, że była magiem? Dlaczego taka myśl mogła mu wlecieć do tej pustej głowy? Nie chciała być magiem. Cieszyła się, że urodziła się jako człowiek. Magowie nie byli mile widziani. Byli tolerowani ze względu na pragnienie zachowania pokoju. Ale to, jak równościowcy traktowali ten pokój było okropne. Nienawidziła tych wrednych, bogatych ludzi, którzy myśleli, że należy im się wszystko. Nie oznacza to jednak, iż cieszyła się z tego jak zostali potraktowani przez "odmieńców". Napaściami i kradzieżami nie naprawi się tego świata. Kruchy pokój też tego nie zrobi. Wystarczy, że chociaż jedna osoby przekroczy jego cienką granicę, a rozpęta się wojna. Już raz mało do niej nie doszło. Z rozmyślań wyrwał ją nieco obrażony i głośny głos towarzysza.- Yukari! Hej, słuchasz mnie? - T-tak - odparła szybko, spoglądając na Natsu i przybierając postawę bardzo zaangażowanej w rozmowę. Uśmiechnęła się nerwowo, widząc, iż chłopak na coś oczekuje. - Zadałem ci pytanie - podpowiedział jej, czerpiąc z tej zabawy niemałą przyjemność. - Też tak sądzę? - odpowiedziała niepewnie. - Źle - burknął, pokazując jej język. - Pytałem czy spodobała ci się klasa. - Chyba - westchnęła, wzruszając ramionami. - Lucy wydaje się na meeega przyjacielska. Polubiłam ją. Erza mnie trochę przeraża, ale wydaje się dobrą osobę. - A mrożonka?- Jest... emm... ciężko mi powiedzieć. Miły, ale jednocześnie chłodny? No i ten jego nawyk do.. no wiesz. - Tępy ekshibicjonista - rzucił, śmiejąc się. - Masz z nimi bliskie relacje, prawda? Długo się znacie? - zapytała, przystając obok przyjaciela. Chłopak oparł się o barierkę, oddzielającą ich od lekkiego urwiska. Pod nimi znajdowała się piaszczysta plaża. Wiatr owiał ich mocniej. - Lodówę i Erzę znam od małego. Dorastaliśmy razem. Ojciec Gray'a jest moim opiekunem prawnym, ale i tak już z nimi nie mieszkam. Znalazłem sobie małe mieszkanie i jakoś żyję. Lucy poznaliśmy dopiero w gimnazjum. Zżyliśmy się ze sobą. Uwielbiam ich. Są moją najbliższą rodziną. - A twoi rodzice? - Matki nie znałem, a ojciec - złapał swój szalik. - To ciężka sprawa. Nie mam pojęcia gdzie jest i czy jeszcze żyje. - Przepraszam, ja nie wiedziałam - odparła, spuściwszy głowę w dół.- Hej, w porządku - uśmiechnął się do niej. - Mam Lucy, tych debili, Happy'ego i teraz ciebie. Stali tak jeszcze chwilę, przyglądając się zachodowi, gdy ich sielankę przerwała pewna młoda osóbka, biegnąca w ich stronę. Jej spięte w kuce granatowe włosy powiewały na wietrze w miarę jej ruchu. Ubrana była w białą sukienkę z niebieską koronką nad dekoltem. Na nogach miała niskie kozaki i granatowe podkolanówki. - Wendy? - szepnął, spoglądając na biegnącą dziewczynkę z zaciekawieniem.- Natsu! - krzyknęła, dobiegając i opierając ręce o kolana. Zmęczona starała się złapać oddech, by móc opowiedzieć różowo włosemu co się stało. - Dopadli. Kai'a. Poszli na Coltona. Złapali go. - O kim mówisz? - spytała wystraszona Yukari. Spojrzała na Natsu, ale widząc jego rozzłoszczoną twarz naprawdę zaczęła się martwić. - Natsu? - Później pogadamy. Złapał dziewczynkę za rękę i pognał z nią w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając Yukari za sobą.  Fioletowo włosa, odwróciła głowę w stronę plaży. Słońce zaszło za horyzont i powoli zaczęło się ściemniać. Dziewczyna stała tam jeszcze chwilę, zastanawiając się o co chodziło, ale ostatecznie uznała, że Natsu wyjaśni jej to kiedy indziej. Spokojnym krokiem udała się w stronę domu, wciąż mając w pamięci ten piękny zachód słońca. 



-*-*-*-


- GDZIE ONI SĄ?! - warknął, brązowo włosy mężczyzna, pięściami waląc w stół. Jego cierpliwość do dzieciaka zdecydowanie się kończyła. Młokos drwił sobie z niego. Zręcznie wymigiwał się od każdej odpowiedzi. - No mówię, że nie wiem o kim mówisz - odpowiedział mu, wygodniej rozsiadając się na siedzeniu i kładąc swoje ręce na stole. Spojrzał komendantowi w oczy, oczekując, aż w końcu się poddadzą. - Nie kłam mi w żywe oczy. Nie chcesz skończyć tak jak oni. KRADZIEŻĄ NA ŻYCIE NIE ZAROBISZ GÓWNIARZU. - Hej, hej, spokojnie Phil! - odparła Amelie, która weszła do pomieszczenia wraz z Kaazwadą. Złapała go za rękę z zamiarem wyprowadzenia, ale po drodze zatrzymała się i rzuciła do chłopca:- Przywiozłam ci kogoś kto chciał z tobą porozmawiać. I donuty. Opuściła salę wraz z rozjuszonym komendantem. Spojrzała na niego z przejęciem. Jego pokryty metalem mundur wyglądał jakby miał zamiar wwiercić go w podłogę. Jego rozczochrane włosy delikatnie przysłaniały niebieskie oczy. Kobieta dotknęła jego policzka i zmartwiona zapytała: - Dobrze się czujesz? Przepracowujesz się. - Nic mi nie jest - odparł, przytrzymując jej rękę na swoim policzku. - Jestem po prostu wkurzony. Paru z tych gości już siedzi, każdy wyśpiewał mi wszystko, a ja nadal nie znalazłem ich kryjówki. I jakby tego było mało, ten dzieciak drwi sobie ze mnie. - Jesteś już prawie wszędzie. Odpocznij trochę, co? Wyglądasz na mocno zestresowanego. - Dam sobie radę - dodał, uśmiechając się do niej lekko. - Zobaczmy czy coś powie. Złapał brązowowłosą za rękę i poprowadził do szyby, przyglądając się jak pani prezydent radzi sobie z chłopcem. Kładąc na stole czekoladowe donuty oczekiwała, że chłopak złapie za jednego pierwszy. Ostatecznie sama zaczęła się nimi zajadać, a Kai, widząc, że kobieta nie zamierza na niego krzyczeć, również złapał słodkości w swoje ręce. - Dobre, co nie? - spytała, uśmiechając się. Chłopak kiwnął głową. - Wybacz mi za Phila. Jest ostatnio trochę zawalony całymi tymi napaściami. Te kradzieże naprawdę go obciążają. Musisz zrozumieć. Bogaci się skarżą, a jak tak dalej pójdzie to nasz pokój się zerwie. Tego Phil bardzo nie chce. Wojna to ostatnie czego potrzebujemy. - Ludzie nie sprawiają takiego wrażenia. Robią wszystko by nas wykończyć. To że jesteśmy magami nie oznacza, że pragniemy waszej krzywdy. - Więc dlaczego napadacie na bogatych? Utrata majątku też ich boli, kiedy zaglądają do portfeli i widzą, że nie mają za co wyżywić rodziny. - chłopak wyraźnie nie spodziewał się takiego pytania. Wyglądał jakby naprawdę nie wiedział, że Równościowcy nie zostawiają im niczego. - Oj, Kai, musisz się jeszcze naprawdę wiele nauczyć - dodała po chwili. Jej ton i wzrok zupełnie się zmieniły. - Tego chcesz? - zapytała chłodno, co zupełnie zbiło chłopaka z tropu. - Gdzie oni są, Kai? - Czy mogę już stąd wyjść? - zapytał lekko przerażony. - Naprawdę nic nie wiem. Kobieta, machnęła ręką, a do pomieszczenia weszła dwójka policjantów. Wskazała na chłopca. - Wypuśćcie go. Wystarczająco już przeszedł - zwróciła głowę w stronę chłopca. - Dziękuję za przyjemną rozmowę. Donuty były pyszne. Żegnaj, Kai. 




-*-*-*-


 Wychodząc z budynku zastanawiał się nad tym co powiedziała mu Pani Kaazwada, lecz gdy zobaczył biegnących w jego stronę Wendy i Natsu od razu się rozchmurzył. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy Wendy rzuciła mu się w objęcia. Podniósł ją delikatnie i okręcił się z nią w ramionach. - Kai, jak mogłeś być tak głupi i nierozważny! Kompletnie ci odbiło?! Wiesz jak się martwiłam?! Nigdy więcej nie rób takich rzeczy! - krzyczała, uderzając go drobnymi piąstkami. Chłopak tylko mocniej wtulił się w dziewczynę, a ona zagłębiła twarz w jego ciemnych włosach, zaciągając się zapachem chłopaka. - Obiecaj mi. - Już więcej nie dam się złapać. Nie pozwolę ci się martwić. Obiecuję. - Witaj z powrotem, młody - rzucił Natsu, posyłając mu swój firmowy uśmiech. Chłopak odsunął się lekko od Wendy i poczochrał jej włosy. - Wracajmy - odparła niebiesko włosa i pchając chłopaków w plecy, prowadziła ich do najbliższej stacji. 



-*-*-*-



Ohayo! 2 rozdział skończony! Jako, iż mam ferie, mogę pisaaać ile chce :D Korekty przecinkowej jeszcze nie było xD Mam ogromny problem ze zdradzieckimi przecinkami :c 
Ale nie martwcie się Yuoki zajmie się korektą już jutro :D Myślę, że teraz zabiorę się za one-shota, ale rozdziału wyczekujcie już niebawem! <3 Pa miśki :* 


Zakładka Postacie została zaktualizowana.